Dzisiaj prezentuję Wam wywiad z Anną Konowalczyk, właścicielką firmy Doradztwo Anna, którą poznałam około 2 lata temu. Ania to ciepła, przesympatyczna osoba, która lubi pomagać innym i właśnie na tym zbudowała swoją firmę. Ania zgodziła się też być moim „królikiem doświadczalnym”, że to tak ujmę J. Przez kilka miesięcy przechodziłyśmy razem przez kolejne kroki analizy jej firmy, a wiele doświadczeń z tego programu użyłam pózniej w coachingu innych klientów i w budowaniu programu moich szkoleń. Więc można powiedzieć, że Ania jest moją „muzą”, ha ha 😉

AK: Faktycznie, dałam się zwerbować do badań w roli „królika doświadczalnego”, jednak nie taki diabeł straszny jak go malują. Wręcz przeciwnie. Moja firma wiele zyskała na Twojej wnikliwej analizie. Niezmiernie się cieszę, że zainspirowałam Cię i przyczyniłam się do tworzenia programów Twoich szkoleń. To wyjątkowe słyszeć, że mój wkład był przydatny. Dziękuję za to Lidio, i za zaproszenie do udzielenia tego wywiadu.

LK: Z przyjemnością Aniu! Nasza współpraca to wspaniały przykład działania zasady „win-win”, obie na tym fantastycznie skorzystałyśmy!

A teraz do sedna.. Powiedz nam najpierw w skrócie, jak długo jesteś w Holandii i co skłoniło Cię do założenia własnej firmy?

AK: Moja przygoda z Holandią zaczęła się tuż po ogólniaku,  przyjechałam tutaj na wakacje w nagrodę za zdaną maturę. W Polsce czekały na mnie jeszcze studia. Łącznie mieszkam w Holandii 19 lat.

Firma “Doradztwo Anna” powstała tak naprawdę pod wpływem impulsu. Nagle doznałam olśnienia i uznałam, że potrzeba niezależności od pracodawcy jest w moim przypadku silniejsza od lojalności wobec niego. Proszę, zrozum mnie dobrze: po dziś dzień utrzymuję serdeczne kontakty z moją byłą firmą i pozostaję jej ambasadorem. Moje dane kontaktowe nadal można znaleźć na ich stronie internetowej.  Jednak marzenie wzięło górę, a pracodawca mnie w nim wspierał.

Ktoś mógłby powiedzieć, że marzenie to jeszcze nie wszystko, trzeba przecież coś jeszcze potrafić. Zgadzam się w zupełności i dodam, że trzeba stale doskonalić to w czym jest się dobrym. Ja np. potrafię świetnie załatwiać formalności urzędowe, doradzać w kwestii odszkodowań powypadkowych lub prawa pracy. Smykałkę do pomagania innym miałam zawsze, a teraz wspomagam ją dodatkowo wiedzą. Wiedza przychodzi jakby sama, ze względu na tą „smykałkę”, czyli talent do czegoś. Paradoksalnie nie przepadam za przepisami, ponieważ czasem utrudniają życie nawet samym urzędnikom! Wierzę w ludzi (czyli też w urzędników) i myślę, że to właśnie pomaga mi skutecznie rozwiązywać, czasem zdawałoby się, przegrane sprawy.

LK: Jakie były dla Ciebie największe wyzwania, szczególnie na poczatku działalności, i co zrobiłaś aby im sprostać?

AK: Początkowo traktowałam swoją firmę jako coś dodatkowego. W zasadzie wszystko miałam przygotowane: była strona, ulotki, wizytówki i reklama w internecie. Jednak jak w wielu sytuacjach, tak i w przypadku budowania własnej firmy, efekty nie przychodzą od razu. Trzeba na nie zapracować. Nie od razu Kraków zbudowali J. Brakowało klientów. Na początku robiłam wiele rzeczy na raz, które pochłanialy dużo czasu i nie przynosiły takiego efektu, z którego byłabym w pełni zadowolona. Należało więc posegregowac  priorytety, krytycznie ocenić swoje możliwości i położyć nacisk na najsilniejsze strony firmy, w czym między innymi pomógł mi Twój coaching, Lidio.

LK: Bardzo, bardzo miło mi to słyszeć, Aniu! Dla mnie to był również przełomowy okres w działalności firmy, tyle się wtedy nauczyłam. To był bardzo dobry pomysł J.

AK: Tak, ja też mam podobne wnioski J.  Korzystam z Twoich porad Lidio prywatnie i zawodowo i bardzo sobie je cenię. Coaching “5Alfa” z zakresu wyznaczania celów, stawiania priorytetów, stworzenia dobrego planu biznesowego czy wdrożenia dobrych narzędzi marketingowych świetnie sprawdził się w mojej firmie. Pomimo tego, że lubię wyzwania, również i mi czasem trudno jest zrezygnować z dotychczasowo mi znanego i bezpiecznego działania. W Twoim języku to strefa bezpieczeństwa, którą wedle Twojej rady czasem dobrze jest opuścić.

Dodatkowo stale kształcę się w swojej dziedzinie, dużo czytam i chodzę na wykłady z zakresu prowadzenia firmy. Nie lubię powielać standardów, bo uważam, że każdy przedsiębiorca ma swój unikalny model i pomysł na prowadzenie swojego biznesu. To on w końcu zna najlepiej swoje możliwości i swój produkt. Należy jednak jak najbardziej korzystać z wszelkich wskazówek innych, wartościowych przedsiębiorców i brać z nich przykład.

LK: Jakie jest Twoje motto i co ono oznacza?

AK: Moje motto to złota myśl Konfucjusza:“Daj mi pracę, którą kocham, a nigdy nie będę musiał pracować.“

Co dla mnie znaczą te słowa? Częściowo mówiłam o tym chwilkę wcześniej. Uważam, że powinniśmy robić to w czym jesteśmy dobrzy. Wielu rzeczy można się nauczyć, jednak czy będziesz dobrym pilotem, kiedy boisz się latać? Myślę, że nie, ale pewnie mógłbyś opanować do perfekcji prowadzenie pociągu magnetycznego. Będziesz dobrym przedsiębiorcą , kiedy nie lubisz ryzyka? Raczej nie. Świetnie sprawdzisz się za to jako szef archiwum. Wykorzystuj więc swoje talenty i szlifuj je, a reszta niejako “sama” będzie się realizować. Nie mówię,  żeby spocząć na laurach, pod przykrywką umiejętności. Działanie jest kluczem do celu. Jeśli wiem, że umiem piec wyborne ciasteczka, i ich nie piekę tylko mówię, że umiem je piec, to raczej nic się nie wydarzy. Czyli trzeba działać: piec ciasteczka!

LK: Absolutna racja! Jednak w każdym nowym wyzwaniu znajdzie się również takie rzeczy, które musimy doszlifować. Mówiłaś już o tym, że ciągle się doszkalasz… A jakie nowe umiejętności musiałaś nabyć, aby skutecznie działać z własną firmą?

AK: Wcześniej pracowałam w firmie komercyjnej i ścisłe współpracowałam z dyrektorem. Obserwowałam jego poczynania z innej perspektywy. Kiedy otworzyłam swoją firmę i zaczęłam patrzeć przez jego okulary, wreszcie go zrozumiałam. Musiałam nauczyć się komercyjnego myślenia, kalkulowania co mi przyniesie zysk, a do czego lepiej się nie zabierać. Do tego potrzebna jest umiejętność stawiania priorytetów, podejmowanie ryzyka,  szukanie nowych rozwiązań i delegowanie. Stale się uczę. Skuteczność to po części działanie metodą prób i błędów, i pewnie jeszcze wiele ich popełnię, żeby coś udoskonalić.

LK: Ile czasu zajęło Ci tak zwane „rozkręcenie firmy”?

Przez pierwsze 2 lata traktowałam swoją firmę jak zabawę, było niby profesjonalnie, ale brakowało kropki nad i. Trzeci rok był przełomowy, ponieważ zaczęło przybywać ciekawych zleceń, klientów i ich dobrych opinii. Udało mi się zaistnieć na rynku jako biuro doradcze w zakresie odszkodowań powypadkowych i formalności urzędowych. Rozbudowałam “zaplecze” rozpoczynając współpracę z szeregiem partnerów w sektorze prywatnym i państwowym, dzięki którym jestem jeszcze bardziej skuteczna. Praktyka zatroszczyła się o poszerzenie ekspertyzy.  Krótko mówiąc; zaczęłam wiedzieć czego chcę i zaczęłam „piec ciasteczka” (patrz wyżej ;-)).

Rozkręcenie firmy można rozumieć na wiele sposobów. Dla niektórych są to zadowalające zarobki, dla innych spełnienie zawodowe, prestiż czy otwarcie nowej filii. Myślę, że rozkręcanie firmy jest w firmie stale obecne, ponieważ jest nieodłącznym elementem rozwoju. Jeśli jedna rzecz jest już opanowana do perfekcji, pojawia się często nowy pomysł, który należy znów rozkręcić.

LK: Jakimi sukcesami chciałabyś się pochwalić?

AK: Myślę, że największym osiągnięciem było rozpoczęcie współpracy z kancelariami prawnymi i związkami zawodowymi. Kosztowało mnie to trochę pracy i zdrowego wysiłku. W efekcie mogę dziś wraz z ekspertyzą ponad 30 adwokatów zajmować się sprawami odszkodowawczymi oraz z prawa pracy. Ponadto bardzo cieszę się z dobrych stosunków z polskimi i holenderskimi instytucjami dążacymi do integracji Polaków w Holandii. A z zupełnie innej działki, fajną rzeczą, która mnie spotkała w życiu, było poznanie Jacka Stachurskiego i współorganizowanie występów z jego udziałem.

LK: Jak już jesteśmy przy sprawach mniej „biznesowych”, to jaka jest Twoja największa pasja, zupełnie poza firmą?

AK: Bardzo lubię podróżować. Nie jestem fanatykiem muzeów, ale jak już gdzieś się wybieram, to lubię przynajmniej trochę poznać historię, architekturę i kulturę danego miejsca. Poza tym jeżdżę na rowerze i lubię gotować (lubię gotować nie zawsze oznacza “świetnie gotuje” J, ale jak mam czas to bardzo chętnie pichcę).

LK: Jestem pewna, że czytelnicy są teraz ciekawi, co na przykład lubisz pichcić?…

AK: Oj J, tutaj pewnie czytelnicy oczekiwaliby np. pieczenia czteropiętrowych tortów. Muszę ich troszkę rozczarować, ponieważ nie porywam się z motyką na księżyc. Pichcę proste potrawy, ale trochę niecodzienne, gdzieś tam wyszperane z internetu, czy podpatrzone w programach kulinarnych, np. tajskie spagetti, czy kurczak z pesto z mozzarellą z piekarnika. Brzmi może egzotycznie, a w rzeczywistości wymaga może 40 minut przygotowania. Z racji tego, że lubię ryzyko, często sama coś wymyślam. Mój syn dyplomatycznie stwierdza wtedy: „no… mamo, smakuje jak eksperyment”. Ale zajada z apetytem 😉

LK: Na zakończenie Aniu, co chciałabyś przekazać tym Polakom w Holandii, którzy dopiero rozpoczynają działalność swojej firmy?

Wszystkim nowicjuszom życzę wspaniałych porażek, z których można wyciągnąć lekcje, radzę mocno trzymać ster, a jak zboczy się z kursu, to też nie tragedia. Zawinąć do najbliższego portu i zdobyć nową mapę 😉

Serdecznie dziękuję Ci za wywiad, i życzę dalszych sukcesów!!